Sezon zbliża się wielkimi krokami, dlatego najwyższy czas rozpocząć przygotowania. Dla wszystkich zainteresowanych uprawą roślin od nasiona na zewnątrz, marzec jest miesiącem, w którym rozpoczyna się produkcję rozsady. My jednak zajmiemy się w pierwszej kolejności wysiewem nasion z przeznaczeniem do systemu hydroponicznego. Wybór padł na pomidory, gdyż ich konsumpcja w moim domu zdecydowanie przekracza konsumpcję dowolnych innych warzyw czy owoców, które warto uprawiać w hydroponice.
Pierwszym krokiem jest oczywiście wybór nasion. W poprzednich sezonach eksperymentowałem zarówno z popularnymi odmianami, dostępnymi w wielu sklepach ogrodniczych i marketach, jak i z odmianami bardziej egzotycznymi. Z tego powodu w tym sezonie zamierzam w moim systemie hydroponicznym uprawiać 4 odmiany, po dwa krzaki każdej; dwie łatwo dostępne odmiany “marketowe” i dwie odmiany rzadsze, które uprawiałem też w ubiegłym roku.
Odmiany, które wysiałem to:
Malinowy ożarowski – miałem tą odmianę w szklarni w sezonie 2016. Była plenna, smaczna i bezproblemowa, więc gdy zobaczyłem jej nasiona w markecie za 99gr. stwierdziłem, że to dobry wybór także na ten sezon.
Malinowy oxheart – w tym samym markecie, w którym nabyłem nasiona pomidora malinowy ożarowski, zobaczyłem także nasiona popularnej odmiany bawole serce, które wydały mi się dobrym drugim kandydatem do wysiewu. Bawole serca są zwykle większe niż standardowe pomidory malinowe, dlatego odmiana ta dobrze uzupełniać się będzie z drugą malinową odmianą w tym sezonie, która ma średniej wielkości owoce.
Brandywine black – Nieco bardziej egzotyczna odmiana, którą miałem w hydroponice w sezonie 2017. Wyśmienity słodki smak owoców zdecydowanie przyćmiewał problemy z plennością i chorobami, które najprawdopodobniej wynikały z moich błędów, a nie z charakterystyki odmiany. Mam nadzieję, żew tym roku uda mi się uniknąć błędów z roku ubiegłego.
Moskvich – Odmiana z kategorii “egzotycznych”, choć na pierwszy rzut oka nie różni się wiele od “tradycyjnych” czerwonych pomidorów. W roku 2017 dała mi średnio ponad 5kg owoców na krzak, pomidorki miały cienką skórkę, a miąższ był zdecydowanie bardziej wyrazisty w smaku niż czerwone pomidory dostępne w sklepach, które, mam wrażenie, połowę dojrzewania spędzają już w drodze do sklepów zamiast na krzaku.
Gdy wszystkie nasiona miałem już pod ręką, przyszła pora na przygotowanie medium do uprawy. Gotowe sadzonki można wkładać bezpośrednio do keramzytu lub innego “finalnego” medium hydroponicznego, ale chcąc wyprodukować własną rozsadę hydroponiczną, potrzebujemy czegoś, co lepiej imitować będzie naturalne podłoże dla pomidorów. Tutaj niezastąpiona jest wełna mineralna.
Kostki wełny mineralnej do uprawy hydroponicznej są łatwo dostępne i nie są specjalnie drogie. Nigdy nie miałem żadnych problemów z wykiełkowaniem w nich nasion, więc też nigdy nie rozglądałem się za innym medium do wysiewu hydroponicznego. Jednak przed umieszczeniem w nich nasion należy przez jakieś 30 min pomoczyć je w lekko kwaśnej mieszance, aby zneutralizować ich naturalne, lekko zasadowe pH. W pierwszym sezonie mojej przygody w uprawą hydroponiczną ominąłem ten krok i z wysiewu na wysiew dziwiłem się dlaczego moja sałata nie chce rosnąć, do momentu, w którym postanowiłem w końcu wełnę zakwasić. Ten krok pozwolił moim eksperymentom z sałatą w końcu nabrać tempa.
W trakcie gdy kostki mojej wełny mineralnej zakwaszają się w mieszance wody z regulatorem pH (użyłem pH minus firmy Plagron, ale inne zakwaszacze sprawdzą się pewnie równie dobrze) poświęciłem chwilę na stworzenie oznaczeń dla odmian, które wysiane będą w poszczególnych kostkach.
Gdy wełna mineralna odsiedziała już swoje 30min w mieszance, nabiłem poszczególne kostki na nieużywaną podstawkę od mydła, którą oczywiście wcześniej starannie umyłem (zasadowe pH mydła nie pomogłoby w uprawie). W ten sposób kostki będą stały stabilnie, a od ich dolnej krawędzi do dna pojemnika będzie trochę miejsca na korzenie, które w przeciwnym razie nie miałyby w którą stronę pójść. Tą instalację włożyłem do opakowania po słodyczach popularnej marki, które już od kilku lat służy mi jako inkubator dla siewek ;)
Gdy moja mini-szklarnia była gotowa, oznaczyłem poszczególne kostki wełny (każda odmiana będzie miała dwa krzaki) i w każdej z nich wysiałem po dwa nasiona odpowiednich odmian. Dwa nasiona na wypadek, gdyby któreś z nasion nie kiełkowało. Nasiona docisnąłem do wełny, aby każde z nich miało styczność w wilgocią i dla pewności spryskałem je także z góry wodą. Tak przygotowany inkubator postawiłem na południowym parapecie, aby złapał trochę słońca i aby nieco podniosła się wewnątrz temperatura w stosunku do temperatury pokojowej.
Spodziewam się, że o ile nie popełniłem jakiegoś istotnego błędu w ciągu tygodnia zobaczę pierwsze kiełki, które nie omieszkam obfotografować i przedstawić w następnym wpisie.


