Minęło trochę czasu od ostatniego wpisu, ale to bynajmniej nie z tego powodu, że zmiany wprowadzone w systemie okazały się niewystarczające. Wręcz przeciwnie; wreszcie moja hydroniczna uprawa wygląda tak, jak zawsze chciałem. Liście nie skręcają się, po zgniliźnie wierzchołkowej nie ma śladu, owoce są ogromne (w porównaniu z ubiegłymi sezonami), nie pękają i praktycznie nie mam się do czego przyczepić.
Co się zmieniło
Zgodnie z oczekiwaniami, wykopanie jednego rowu na mieszankę, w której pływają korzenie, w przeciwieństwie do uprawy w zbiornikach, wprowadziło stabilizację. Po pierwsze poziom mieszanki w zbiornikach potrafił wahać się o 10-20cm dziennie, teraz; o 1-2cm. Zasolenie wahało się wcześniej w zakresie 500-1500ppm, teraz; 600-750ppm. Ph mieszanki wcześniej 5-7, teraz; 6.5-7. Także temperatura mieszanki jest na pewno bardziej stabilna, choć nie prowadziłem pomiaru. Nie ulega jednak wątpliwości, że znajdujące się na powierzchni, czarne pojemniki w gorącej szklarni nagrzeją swoją zawartość znacznie szybciej niż znajdujący się pod powierzchnią, izolowany z każdej strony rów.
Pojemniki o pojemności 20l jak najbardziej sprawdzić się mogą dla mniejszych roślin – papryki, ogórków, pomidorów samo-kończących lub dla uprawy wewnątrz, ale dla wysokich pomidorów uprawianych w wysokiej temperaturze szklarni, potrzebne było coś większego/stabilniejszego.
Poza tym postanowiłem wprowadzić także większą dyscyplinę w uprawie. Po pierwsze nawozy odmierzane są precyzyjnie – sypkie z pomocą wagi, płynne z pomocą pipety. Mierzę także regularnie poziomy pH i zasolenia, korygując, gdy zajdzie taka potrzeba. W ubiegłych sezonach szedłem trochę na łatwiznę. Robiąc jedną mieszankę mierzyłem jej zasolenie i pH i jeśli było ok, kolejne partie przygotowywałem już bez mierzenia, według tego samego “przepisu”. Mieszanka jednak z czasem zmienia swoją charakterystykę i kompozycję i warto te zmiany śledzić na bieżąco, dokonując poprawek.
Ponadto z rygorem prowadzę pomidory na jeden pęd każdy. W poprzednich sezonach na pewnym etapie nie dawało się już dostrzec nowych pędów bocznych i uprawa wymykała się spod kontroli. Dodatkowo zapylam kwiaty mechanicznie; z pomocą trymera do włosów bez końcówki (na zdjęciu powyżej) ;) Na razie nie odpadł mi jeszcze ani jeden kwiat, nie licząc tych przypadków gdy podwiązując krzak, omyłkowo o kwiat zahaczyłem.
Jeden problem, z którym wcześniej nie miałem do czynienia, to odrywanie się całych kiści pomidorów od krzaków. Pomidorów jest po prostu za dużo; czasem po kilkanaście na kiści i są za wielkie, żeby kiść mogła je utrzymać. Nie ma jednak nic prostszego niż zainstalowanie podpory na niesforną kiść. Obym w przyszłości miał tylko takie problemy; ze zbyt dużą masą plonów ;)
Następnym etapem będzie degustacja moich pomidorów w wersji 2.0. Ciekaw jestem także ostatecznego plonu z krzaka. 5kg na krzak to dobry, średni wynik, ale w już teraz widzę, że o ile nie dotknie tej uprawy jakiś kataklizm, wynik ten znacząco się poprawi.