Z wszystkich moich hodowli w sezonie 2019, papryczki z własnych, zebranych w 2018 roku nasion okazały się być największym sukcesem. W hydroponice trochę pobłądziłem (o czym w jednym z kolejnych wpisów). “Właściwe” papryczki w mini-tunelach trochę poturbowała pogoda i, najprawdopodobniej, wysiałem niewłaściwe nasiona w miejsce jednej z jolokii. Papryczki z własnych nasion z kolei wszystkie są zdrowe, wszystkie plonują i wszystkie, wbrew moim oczekiwaniom, dają owoce takie jak ich rodzice.
Jalapeno jest trochę zbyt łagodne, a Scorpion słabiej pomarszczony niż w roku ubiegłym. Poza tym, nie widzę żadnych różnic między owocami z tego sezonu a owocami dawców nasion z roku ubiegłego. Wygląda na to, że krzyżowe zapylanie i niestabilne odmiany, potencjalnie hybrydowe, niekoniecznie są takie straszne jak początkowo je rysowałem. Być może poszczęściło mi się z nasionami rodziców, a być może trudniej niż mi się wydawało, jest skrzyżować dwie odmiany.
Wniosek nasuwa się zatem sam – jeśli chcesz w kolejnym sezonie uprawiać ostre papryki i masz krzaki w tym roku, daj szansę nasionom z własnych zbiorów. Satysfakcja z dochowania się drugiego pokolenia roślin bez kupowania nowych nasion przyćmiewa ryzyko związane z niestabilnością odmian.