Cztery miesiące po wysiewie, moje udomowione papryczki szykują się do kwitnienia. Jalapeno ma już pierwsze kwiaty, pozostały odmiany, standardowo, są o tydzień lub dwa do tyłu. Jestem pod dużym wrażeniem tempa i jakości wzrostu tych krzaków chili uprawianych praktycznie bez bezpośredniego słońca. Nie sądziłem, że kwitnienie spóźnione będzie w stosunku do tradycyjnej uprawy na zewnątrz jedynie o miesiąc. Liście są duże, zdrowe, pędy prawidłowo się rozkrzewiają i nie widać po roślinach żadnych objawów problemów z dostępnością światła.
Przygotowując się do powolnego wzrostu i ograniczonych rozmiarów dojrzałych roślin, przesadziłem je do nieco mniejszych niż standardowe, finalnych doniczek. Teraz zaczynam żałować tej decyzji. Krzaki zaczynają podkradać sobie światło i coraz szybciej piją wodę, którą je podlewam. Niebawem pojawi się potrzeba przesadzenia do lepszego domu, a za oknem jeszcze śnieg.
Papryczki podlewam zwykłą wodą z kranu, okazjonalnie z niewielką domieszką uniwersalnego nawozu (o zrównoważonych proporcjach NPK). Podczas kwitnienia jednak i w dalszych fazach wzrostu warto zaopatrzyć się w nawóz z większą ilością potasu, który niezbędny jest przy produkcji owoców. Całe szczęście pozostało mi z minionego roku trochę nawozu do pomidorów, który nada się doskonale.
Spodziewam się, zakładając obecne tempo wzrostu, że za jakiś miesiąc zobaczę pierwsze, dojrzałe owoce. To oznacza, że w momencie wystawienia roślin na zewnątrz, będą mogły produkować owoce przez cały sezon, bez marnowania czasu i energii na wzrost zielony i korzenie. Być może wcześniejszy, zimowy wysiew istotnie okaże się bardziej plenny niż ten tradycyjny, marcowy. Czas pokaże.